Szczęśliwego Nowego Roku!
Możliwość komentowania Szczęśliwego Nowego Roku! została wyłączona
Możliwość komentowania Szczęśliwego Nowego Roku! została wyłączona
Kraina Tysiąca Światełek robi korki na drodze 😉 Wszyscy zwalniają, żeby się jej przyjrzeć, bo wygląda pięknie. Z bliska zresztą też 🙂
Można schować się w jednym z domków dla skrzatów.
A jak zobaczyłam lokomotywę, to nie mogłam się (mimo siarczystego mrozu) odczepić 😉
Wiatrak też jest super!
A gdyby ktoś miał ochotę na wizytę w zaczarowanym zamku, to proszę bardzo 🙂
London Bridge w świątecznej wersji.
Dzień Św. Marcina – Święto Niepodległości w Poznaniu. Fajerwerki jak zawsze przepiękne, chmury akurat się podniosły, więc było co podziwiać 🙂
A jeśli macie ochotę na jeszcze, to więcej zdjęć znajdziecie tu 🙂
W końcu i Poznań doczekał się ładnych świątecznych dekoracji 😉
Szkoda, że sponsorowanych…
I nawet choinka jakaś normalna na Starym jest 😉
Wesołych Świąt! 🙂
Pomysł odwiedzenia któregoś z zachodnich miast przed świętami zrodził mi się już kilka lat temu. Jarmarki w Italii bardzo mnie rozczarowały (wyjątkiem były smakołyki), ale wiele dobrego czytałam o tych na zachód od nas.
Wcześniej jakoś nic z tego nie wychodziło, a to nie było czasu, a to ochoty, a to ledwie co wróciłam z jakiejś innej podróży…
Aż w końcu w tym roku stwierdziłam, że wreszcie trzeba ten pomysł zrealizować! 🙂
Wybór padł na Berlin, jako że jest bliziutko, w sam raz na weekendowy wypad 🙂
Wrażeń przywiozłam sporo, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych.
Pozytywne widać na fotkach, wygląda to wszystko po prostu przepięknie!!!
Gdy ma się więcej funduszy, to można popróbować przeróżnych pyszności, od grzanego wina poczynając, przez tradycyjną currywurst (miałam wrażenie, że to nic innego, jak cieńka biała kiełbaska upieczona na grillu, po prostu, podana z bułką), po sery, wędliny i słodycze. Pachniało to wszystko przepysznie, może jeszcze kiedyś, gdy nastaną lepsze czasy, uda mi się taki wypad powtórzyć 🙂
Generalnie na weihnachtsmärkte spotkać można zatrzęsienie turystów, ale nie tylko.
Tłumnie odwiedzają je też sami Niemcy (od najmłodszych do najstarszych), którzy przychodzą tu, żeby coś przekąsić, a przede wszystkim spotkać się ze znajomymi i pogadać przy glühwein, czyli grzańcu.
Grzaniec jest naprawdę pyszny, cudnie rozgrzewa. A oprócz tego podawany jest na większości straganów w specjalnie na tą okazję pomalowanych kubeczkach. Za kubeczek płaci się kaucję i jeśli chcesz go zwrócić, to kaucja jest zwracana, a jeśli chcesz zabrać go na pamiątkę to proszę bardzo. Pomysł naprawdę świetny, bo to bardzo ładna pamiątka.
Teraz negatywy… Choć nie chce mi się o nich pisać, to jednak to zrobię, bo niestety były.
Pierwsza rzecz, to niesamowite tłumy. To jeszcze można by przeboleć, no bo przecież taki już urok tych jarmarków. Ale zachowanie Niemców bardzo mnie zdziwiło! Nie raz i nawet nie pięć zdarzyło się, że zostałam popchnięta, staranowana prawie i nie usłyszałam przepraszam. Mało tego, gdy Niemcy przechodzili, nawet im do głowy nie przyszło, żeby obrócić się bokiem, żeby też osobie z naprzeciwka łatwiej było przejść… szli po prostu jak tarany… Na moje entschuldige, czyli przepraszam gdy chciałam przejść, nie zwracali w ogóle uwagi.
Hmm, za pierwszym razem po prostu mnie to zdziwiło, myślałam, że może to ja wlazłam komuś pod nogi, choć zostałam na tyle mocno popchnięta, że każdy normalny człowiek powiedziałby przepraszam. Niestety sytuacja powtórzyła się wiele razy…
I to spowodowało bardzo negatywne wrażenia i przez to moje wspomnienia z berlińskich jarmarków nie są tak piękne, jak mogłyby być…
Kolejna rzecz, to śmieci. Wieczorami, szczególnie w okolicy Alexanderplatz pod nogami walały się tony śmieci. I to nie tylko papiery po jedzeniu, ale też porozbijane butelki. No, może nie aż tak, jak na naszym rynku po meczach euro, ale było tego naprawdę sporo. Co też nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia.
I dlatego nie jestem pewna, czy chcę jeszcze w przyszłości berlińskie weihnachtsmärkte odwiedzić. Może dam jeszcze szansę któremuś z bardziej zachodnich miast?
Musiałam dziś rozebrać choinkę. Bardzo tego nie lubię robić, jakoś mi wtedy smutno…
Cóż, wszystko ma swój czas…
Żeby nie było, że w Święta same smęty, to proszę 🙂
Święta minęły mi głównie na czytaniu… czyli, tak, jak lubię, bo na codzień mało na to czasu jest.
Znalazłam blog Norweżki, która przeprowadziła się do Hiszpanii. Prawie całkiem w ciemno… Powodów pewnie było kilka, jeden z nich to ucieczka przed północną zimą… Ech, sama najchętniej bym tak zrobiła! JEDYNE, co mnie powstrzymuje, to bliskie mi osoby, które są tu.
A na koniec cytat z owego bloga, cytuję, bo sama nie mogłabym tego lepiej ująć…
‚Every minute I spend out in the streets is like a breath of fresh air, I have so much energy and I feel so alive! And I feel happy that I am here, that I took the leap and just did it. So many people have said to me “Aw, you are so lucky/blessed/fortunate to be doing what you’re doing”. I don’t think it’s got to do with luck. I am here because I wanted to do something different with my life. I wanted something new and exciting, and instead of dreaming about it my whole life I just went and did it. And I don’t regret it for a second. Who knows how long my adventure will last, but that’s not important. What’s important is that I am loving what I am doing, and I am happy!’
Mogłabym długo to komentować, ale… nic dodać, nic ująć 🙂