jamón

Mama przyniosła dziś szynkę, ale nie byle jaką, tylko taką, która przypomniała mi od razu smak Hiszpanii…

tapas bar

Nazywa się to właśnie jamón, a spróbować można w każdym tapas barze. Smak ma bardzo bardzo bardzo charakterystyczny. I już na zawsze będzie mi się on właśnie z Hiszpanią kojarzył!
Ja zajadałam się kanapkami z jamón. Najczęściej to bułki polane od środka oliwą z oliwek + jamón. Pycha!
Tapas bary też bardzo mi się spodobały. To miejsca, gdzie można usiąść i pogadać z kumplem albo ze spokojem podgryzając tapas oglądać mecz.

tapas bar

Ech, no, aż mi się zatęskniło! 😉

drugie marzenie

Dziś słonko (nareszcie, choć trochę!), wiatr, który wywiał z jakiegoś kąta jesienne liście i ganiał je po ulicy. Przez chwilę nawet deszczyk i grad – pogoda iście marcowa.
Widziałam z daleka czarne kłęby pary parowozu. Chciałam iść się przywitać, ale mi zwiał 😉 Za to widziałam efa, zanim schował się w chmurach 🙂
Ostatnio pisałam o marzeniach, które spełniła mi Lanzarote. Jednym było zajrzeć do krateru, drugim – zobaczyć czarną plażę.
Odkąd kiedyś, wiele lat temu, zobaczyłam ją na zdjęciach, zapragnęłam być tam naprawdę. I marzenie się spełniło! 🙂 Co prawda inaczej nieco sobie to wyobrażałam, bo marzyło mi się, żeby zanurzyć się tam w oceanie, zabrakło mi karty w aparacie, nowa została w aucie, a nie było czasu wracać. I nie miałam okazji się nią nacieszyć ile wlezie (bo szybko szybko, trzeba jechać dalej). A mogłabym sobie tam siedzieć do zachodu słonka. Więc czarna plaża nadal pozostaje marzeniem…
Ale dość marudzenia, bo przecież to wina okoliczności, a nie wyspy 🙂
Wyspa dała mi to, co miała do zaoferowania, a piękne to było miejsce!

el golfo

Plaża faktycznie była czarna 🙂

el golfo

Składała się z drobniutkich kamyczków, z których kilka oczywiście wróciło ze mną do domu 😉

el golfo

Nie mogłam się od tego miejsca odczepić, tak mi się podobało. Cieszyłam się, że mogę tam być!

el golfo

Wlazłam oczywiście do oceanu choć tyle, ile się dało w dżinsach 🙂 O!

wyspa, która spełnia marzenia

Od rana padał zimny śnieg z deszczem. Teraz siąpi deszcz.
A mnie wciąż rozgrzewają wspomnienia z Lanzarote.
W myślach nazywam ją wyspą, która spełnia marzenia. Jednym z nich, odkąd zaczęły fascynować mnie wulkany, czyli właściwie od dzieciaka, było zajrzeć do krateru. To nic, że zwykle nie ma tam nic ciekawego 😉 Chciałam zajrzeć i już!
Wspinać się na Wezuwiusza nie było czasu. A tu… mogłam zaglądać do woli 🙂
Na przykład z samolotu, choć za wiele nie było widać 😉

wulkany

Na horyzoncie

wulkan

Albo całkiem z bliska 🙂

wulkan

Wulkan ów nazywa się Guanapay. Na jego krawędzi stoi najprawdziwszy szesnastowieczny zamek.

wulkan

A jakie stamtąd widoki!

guanapay

Teraz Lanzarote zdaje mi się pięknym snem…

Jardin de Cactus

Gdy będziecie na Lanzarote, warto wybrać się do kaktusowego ogrodu.

jardin de cactus

Niby zajmuje bardzo małą powierzchnię, ale ile ich tam jest!

jardin de cactus

Mają przeróżne kształty

jardin de cactus

I kolory

jardin de cactus

Ja wyszłam stamtąd zachwycona 🙂

jardin de cactus

A właściwie wcale wychodzić mi się nie chciało!

jardin de cactus

Dla fotografa to raj na ziemi 🙂

jardin de cactus

No bo jak nie polubić na przykład gwiazdeczek?

jardin de cactus

Albo misiaków? 😉

jardin de cactus

a tu jak zwykle

Z pracą pieprzy się niesamowicie… Sama już nie wiem, co robić, co wybrać. Na razie zostaję w starej, bo dziewczyna zachorowała i mam mieć więcej godzin. Szefowa mówi, że nie wiadomo, czy ona wróci. Inne źródło podaje, że chce wrócić w kwietniu. Czyli znów ściema… A już miałam dogadaną nową pracę. Ale za mniej. Hmmm. W perspektywie coś jeszcze się kręci…
Chyba jednak nie nadaję się do życia w niepewności… Wiem, że niektórzy tak potrafią, ale ja chyba nie. Nie wiem, co będzie jutro, czy będę miała za co żyć.
A taka wróciłam radosna z wakacji… Niestety dopada mnie już szara rzeczywistość… Szara dosłownie, bo przez tydzień tylko jeden słoneczny dzień. A i to dobrze.
Więc uciekam i w myślach wciąż jeszcze jestem na południu. Na przykład na ponoć najpiękniejszej plaży na Lanzarote… która ma bardzo ładną nazwę: Famara.

playa de famara

playa de famara

cudna podróż

Wróciłam… Było cudownie!
Marzyłam o ciepełku w środku zimy i się spełniło 🙂
Na początku był Madryt

madryt

Miasto bardzo ładne, choć nie takie, dla którego straciłabym serce.
Dalej Toledo

toledo

To jedno z najpiękniejszych miast w Europie, jakie widziałam. Kręte, wąskie uliczki, panorama oglądana znad miasta… niezapomniane!
No i na deser… Lanzarote! Raj na ziemi! Słonko, ciepełko, żyć nie umierać! I przyroda, która stworzyła niezwykłe rzeczy!
Na przykład tereny wulkaniczne, które teraz są parkiem narodowym, tutaj Timanfaya:

timanfaya

To zdecydowanie jedno z tych miejsc na świcie (obok choćby Maroko), które koniecznie choć raz w życiu trzeba zobaczyć!
Rok temu, gdy moja szefowa pojechała na wycieczkę na Kanary, pomyślałam sobie, że kiedyś jak będę miała dużo kasy… to też będę zimą jeździć do ciepełka. Okazało się, że wcale nie potrzeba na to nie wiadomo ile. Więc mam postanowienie, że jeśli tylko się uda, będę zawsze zimą odwiedzać jakieś ciepłe miejsce. Dla własnego zdrowia psychicznego – całkiem poważnie!
A to piękny widok z północnego cypla wyspy:

lanzarote